Zmęczona jestem na potęge. Jak dobrze, że już piątek. Wprawdzie w weekend trzeba będzie przysiąść nieco do nauki, ale zapowiada się również nieco rozrywek (ze dwie imprezy, tenis).
Ciągle jakoś nie mogę znaleźć siebie w tym wszystkim. Najłatwiej rzucić się w wir pracy, ale takie nastawienie sprawdzałoby się tylko wtedy, gdybym miała w domu kogoś, kto posprzątałby, zrobił zakupy, czy ugotował obiad. Nie potrafię wygospodarować czasu na te rzeczy, kiedy wracam wieczorem do domu. Ba, nie potrafię już zrobić czegokolwiek – mój dzień równie dobrze mógłby się skończyć w momencie wyjścia z labu. Frustrujące to trochę.
Nie mogę tego ogarnąć. Z jednej strony brakuje mi czasu na te domowe sprawy, angielski, salse, duszpasterstwo, czy załatwienie czegokolwiek w tygodniu. Z drugiej strony wychodzę z labu między 6.00 a 9.00 wieczorem – więc powinnam jeszcze trochę czasu wygospodarować. Jak to zrobić? Potrzebuję poczuć, że mam jakikolwiek wpływ na to, co się w moim życiu dzieje.
Jeszcze trochę i wszystko się poukłada, mam nadzieję, że odpoczęłaś w weekend.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia pogodne
PS. U nas dziś pierwsze przymrozki. Brrrr. Słonecznie, ale bardzo zimno.