W weeknd znów wycieczka... trudno wrócić do codziennych obowiązków. Samo nadrabianie maili zajęło mi ze dwie godziny... jak nie więcej. Zrobiłam sobie listę rzeczy do wykonania w tym tygodniu, żeby jakoś to wszystko ogarnąć i mieć wolny weekend, ale zaczynam czuć, ze za dużo tego wolnego, a za mało pracy ostatnio. Jeśli doktorant pracuje od 9 do 17 to znaczy, że się obija;-)
A ja ostatnio się zapadam. Nie wiem dlaczego... niby wszytsko jest w porządku. Usiadłabym i płakała... Ale staram się trzymać. Skupiać się na kolejnych punktach z listy i tyle...
To,że człowiek czasami sobie popłacze, to nic złego. Potraktuj to jak samooczyszczanie organizmu z toksyn i złogów toksycznych. I czasami warto sobie na chwilę takich słabości pozwolić. Przecież nie jesteś z żelaza. Czasami tak jest, tylko nie można pozwolić, aby chandra trwała zbyt długo, wówczas może przejąć nad nami kontrolę, a to pierszy krok do depresji. Dlatego usmech z nadmorskim wiatrem Ci przysyłam i mooooooocno przytulam.
OdpowiedzUsuńCzasem nachodzą nas takie smutki, sama mam tak w tej chwili... Choć z drugiej strony czasem trzeba sobie popłakać tak od serca, byle nie za długo,bo tęczę przeoczysz :) Trzymaj się Kobieto! Ściskam mocno
OdpowiedzUsuń