sobota, 13 sierpnia 2011

Powinno istnieć..

...coś takiego jak kodeks szefa. W kodeksie szefa byłoby napisane (między innymi), że szef nie wraca dwa dni wcześniej z urlopu bez uprzedzenia. Mój wrócił. Złapał mnie w stanie "low energy", sączącą ogromny kubek kawy od rana do popołudnia i planującą wszystko zrobić w piątek, żeby było gotowe na poniedziałek.Tak, wrócił w czwartek i o mało nie przyłapał mnie na grze w sapera.
Dziś już nawet mój mąż powiedział, żebym się nad sobą użalała... zwykle tego nie robi, nawet kiedy się użalam. Więc albo użalałm się bardziej niż zwykle (nie jestem pewna czy to możliwe), albo on tez już jest przemęczony (bardzo możliwe). I taka wesoła z nas znerwicowana rodzinka.

Poszłabym potańczyć.

3 komentarze:

  1. Bezczelny szef i tyle w temacie. Sobota na liczniku, dziś dancingów od wyboru do koloru... idźta koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. mąż jest niedancingowy niestety:)

    OdpowiedzUsuń
  3. zagroz mu ze go zmienisz na bardziej ruchliwy model :)

    OdpowiedzUsuń