Podsumowując poprzedni post miałam napisać, że w trosce o swoje zdrowie mam zamiar zająć się i ciałem (zacząć w końcu ćwiczyć) i duchem (znaleźć więcej czasu na relaks, ale także na modlitwę).
Oczywiście już pierwszego dnia plan się nie powiódł. Zaspałam (ale mam wymówkę - przestawialiśmy czas na letni, więc zostałam okradziona z godziny snu), więc poranna gimnastyka odpadła (tak samo jak prysznic i śniadanie). W pracy znów mi się wszystko zwaliło na głowę, mszę mi odwołali, a mężowi samolot uciekł i dotarł dopiero po północy, więc było trzeba go przytransportować z lotniska. Oczywiście mogłam spróbować poćwiczyć wieczorem skoro o poranku mi się nie udało... no ale czy nie lepiej wykorzystać taki paskudny dzień jako wymówkę? Na pewno nie zdrowiej, ale o ile łatwiej.
Także w starciu ja vs. lenistwo mamy 0:1.
Uzupełnienie: dziś byłam dzielna i poszłam na zumbę... intstruktorka się nie pojawiła i odwołali zajęcia. No cóż, ja to i tak zaliczam jako 1:1;-)
1:1, zdecydowanie. I może to jakaś wskazówka, że nie powinnaś się przemęczać? :)
OdpowiedzUsuńTez tak to odebralam... ale dzisiaj znow sprobuje:)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że za zumbę punkt dla Ciebie. Ty byłaś :)
OdpowiedzUsuńprzynajmniej miałaś dobre chęci ;)
OdpowiedzUsuńTe wymówki jakieś takie mi bliskie... Ciekawe dlaczego?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.