poniedziałek, 14 października 2013

Zamotanie

Już prawie dochodziłam do etapu, w którym byłam zadowolona z tego jak radzę sobie z absolutną nieprzewidywalnością, która mnie ostatnio otacza, a tu nagle każą mi w tym wszystkim podejmować decyzje.

Moje podejście było proste - niczego nie planuj, bo zwariujesz. Absolutnie, nie jest to moje motto życiowe (wprost przeciwnie), ale po prostu inaczej się nie dało. Mąż tam, ja tu, masa pracy, wyjazdów, prezentacji, konferencji - nie mogę być pewna z czym zdążę i na kiedy.

A tu nagle trzeba podejmować poważne decyzje. Ustalenie daty obrony to był jeszcze pikuś (jak sie nie uda, to się przeniesie na następny semestr), ale te wszystkie wizowe kwestie to już mi zupełnie mózg zamotały. Tak bardzo chciałabym na święta pojechać odwiedzić wszystkich - rodziców, teściów, przyjaciół, chrześniaka. Ale byłoby to bardzo skomplikowane. Łatwiej byłoby przyjechać w Wielkanoc - ale w sumie to sama nie wiem, czy dostanę urlop. Na Boże Narodzenie, pojechać mogę... ale ejst taka tycia szansa, że będę miała kłopoty z powrotem.

A może to wszystko to jeden wielki test na to, jak naprawdę tego chcę. Może gdy stanę na głowie i spróbuję się nawet przed prawem Murphy'ego zabezpieczyć, to to wszystko będzie można zorganizować. Nic już nie wiem.


4 komentarze:

  1. Jeśli to przepisy stoją na drodze to żadne zapieranie sie i chcenie nie pomoze. Albo sie załatwi albo nie ... no chyba, ze to kwestia czegos innego ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia taka, ze moze sie zdarzyc taka sytuacja, ze te przepisy stana na drodze... bardzo mala szansa, ale jest ryzyko

      Usuń
  2. Z tym planowaniem różnie bywa. A życie ciągle niesie niespodzianki. I to jest ciekawe. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby ta malutka przeszkoda nie przeszkodziła. Ale wiem, że ciężko podjąć decyzję, mając za sobą jej cień.

    OdpowiedzUsuń