piątek, 10 lipca 2009

Mąż polecił mi zakład fryzjerski....

... Samo to brzmi strasznie. Co za kobieta pójdzie do fryzjera, bo mają tam dobry dział męski? Ja.

Po prostu chciałam ściąć włosy, a nic nie wiem o fryzjerach wokoło, więc taki wybór wydawał się równie dobry jak każdy inny. Jednak gdy weszłam do zakładu, miałam ochotę uciec. Wnętrze dosyć postkomunistyczne, średnia wieku klientek jakieś 50-60 lat, średnia wieku fryzjerek niewiele większa.

Lekko stremowana usiadłam na fotelu, ale już po chwili wciągnęłam się w tamtejszy klimat. Wszyscy wszystkich znają, panie czekające na swoją kolej (chyba wszystkie robiły trwałą i analogiczne fryzury) wymieniają się najświeższymi plotkami. Prawie jak u mnie na wsi.

Na szczęście wyszłam bez trwałej, za to obcięta tak jak chciała... no i z wrażeniem, że odbyłam podróż w czasie.

2 komentarze:

  1. o, tez by mnie strach oblecial, ale faktem jest, ze te starsze fryzjerki zazwyczaj maja niezle doswiadczenie. duzo pisalas ostatnio w przeciwienstwie do mnie:) ciesze sie, ze u Ciebie wszystko tak spokojnie i pozytywnie, w koncu od czego sa wakacje! i wiem co czujesz odnosnie blogowych odwiedzin i pisania, ja mam zupelnie tak samo i tak samo sie martwie gdy zbyt dlugo nie pisze i nie odwiedzam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. wow, super. ja ostatnio też byłam u nowej fryzjerki, tylko, że ta nie odróżnia słowa "podciąć" od "obciąć". i mam prawie krótkie włosy, aż mi się do lustra patrzeć nie chce :(((

    OdpowiedzUsuń