Życie pełne jest paradoksów. Chyba nie trzeba przytaczać przykładów i każdy to czasem odczuwa na własnej skórze.
A ja się właśnie zaczęłam zastanawiać, czy przypadkiem przez to, że wyjechałam tak daleko od mojej ordziny, moje kontakty z nią nie staną się lepsze. Na pewno chciałabym tego. I jeśli jest na to szansa, nie chciałabym jej zmiarnować.
U nas w domu niewiele się rozmawiało, nigdy się nie zwierzałam rodzicom, nie rozmawiałam na poważne tematy z moimi braćmi (co zmieniło się nieco, kiedy L. wprowadził się do mojego akademika i rok byliśmy sąsiadami). W sumie nigdy nawet nie pytałam rodziców o radę, co dziwi czasem moich znajomych, i jest zupełnie przeciwne do rodziny mojego męża, gdzie rady dostaje się zawsze i od wszystkich. Ogólnie pod tym względem to strasznie zły człowiek ze mnie – nawet czasem zapominałam o urodzinach babci. W tym roku nie zapomniałam, bo strasznie leżało mi to na sercu, że nie mogę jej odwiedzić w 70-te urodziny.
Chodzi o to, że niektóre rzeczy łątwiej napisać niż powiedzieć. Nawet jeśli to jest prawda, niektóre słowa nie przechodzą mi przez gardło... naprawdę nie potrafię powiedzieć, o tak w rozmowie, mojej mamie, że ją kocham. A przecież tak jest. Napisać potrafię... nie wiem, czy to jest kwestia wychowania, czy znowu po prostu jestem złym człowiekiem. W każdym razie napisać potrafię. I piszę.
Oczywiście nie może być tak różowo – mój drugi brat tyle czasu spędza przy kompie (grając), że już nie ma czasu, żeby napisać do mnie jakąkolwiek wiadmość. Cóż, jakoś do niego w końcu dotrę.
Nie wszyscy potrafią mówić o swoich uczuciach, bo każdy z nas został inaczej wychowany. Ja jestem z tych, co dużo przegadują w rodzinnym gronie, choć często chodzę swoimi ścieżkami... Nie zadręczaj się, dobrze, że z tą swoją "powściągliwością" w okazywaniu uczuć walczysz :)
OdpowiedzUsuńOj, jakbym czytała o sobie... I, masz rację- zmienia się to właśnie z odległością. Teraz doceniam chwile spędzone z rodzicami i ich doświadczenie pytając ich o radę. Gdy mieszkałam z nimi, nie zawsze tak było... Miłego dnia :))
OdpowiedzUsuńCzasami odległość wyostrza i prostuje spojrzenie na wiele spraw. Zwykle zaczynamy doceniać to, czego własnie już nie mamy.
OdpowiedzUsuńW sumie mogłabym się podpisać pod tą notką. W całości.
OdpowiedzUsuńOdległość to perspektywa... inna, bardziej obiektywna. A Ty wcale nie jesteś złym człowiekiem głuptasie :) Tylko głuptasem...
OdpowiedzUsuńNie jesteś złym człowiekiem, a jeśli tak, to już jesteśmy dwie na tym świecie. Tylko, że to kwestia treningu, ja już pomału wyćwiczyłam się w tym i wiem, że Ty też się wyćwiczysz :-))
OdpowiedzUsuń