To chyba taki temat zastepczy dla moich neuronow (cwane bestie!), bo tak naprawde to strach sie bac. Weekend taki udany (tak! tym razem to my mielismy dlugi weekend)... po czesci dlatego, ze nie popracowalam tyle ile powinnam... zobaczymy co wybuchnie jutro.
Zaczyna sie juz intensywny semestr i znow dzien dokladnie rozplanowany z zegarkiem w reku. Lubie duzo robic, lubie miec duzo zrobione... ale nie lubie... no nie wiem czego. Po prostu cos jest w tych dniach, kiedy wypelniam po kolei wszystkie punkty z dlugasnej listy, co mnie niesamowicie meczy. Nie wiem, moze nie lubie musiec?:)
Chyba nikt nie lubi musiec. Dzisiaj nic nie musialam - a tyle zrobilam (znow sie pochwale, ze udalo sie wstac rano na basen).
Ale chyba musze isc spac. Nie zeby zle sie siedzialo na podlodze piszac notki ze sluchawkami na uszach (musze zagluszac film, ktory mezu oglada... film jest japonski, wiec dzwieki sa naprawde dziwne)... ale jutro znow wstaje na basen na siodma rano, a wedlug planu zawitam do domu dopiero o dziewiatej wieczorem... tak... pomysl z obcasami odpada.
Tak, to faktycznie może być kwestia muszenia. Czasem nie znoszę robić czego, co w gruncie rzeczy kocham, tylko dlatego, że ktoś mnie zmusza.
OdpowiedzUsuń