wtorek, 18 października 2011

Pokoncertowo

Na scenę weszła ekipa B.B. Kinga  (bez niego samego), zaczęli grać zagrali świetny utwór wprowadzający: każdy miał swoje solo, a publika już szalała. Kiedy zapowiedziano samego B.B. Kinga wszyscy wstali i zaczęli bić brawo. Trzeba być prawdziwą gwiazdą, żeby dostać owacje na stojąco za samo wejście na scenę. Szał się zaczął jak BB powiedział "dobry wieczór Panie i Panowie" - normalnie pisk i szaleństwo na sali! Na początku powiedział, że dwa tygodnie temu miał 86 urodziny - aż trudno było uwierzyć, że naprawdę ma tyle lat. Muszę przyznać, że byłam pozytywnie zaskoczona jego występem, bo myślałam, że będzie się bardziej męczył... Ale jak zaśpiewał to normalnie szczęka opadała. Jedyne problemy jakie miał to chyba z koncentracją, sam przyznał, że już czasem zapomina tekstów, więc skracał utwory. Ogólnie miałam wrażenie, że nie jest to jego najlepszy dzień, ale dalej potrafił dać świetny koncert!


BB King i jeko ekipa;) Zdjecie zrobione komorka, bo nie dali nam wniesc aparatu.
Dużo też żartował z publicznością (momentami może nawet za dużo, sporo koncertu było przegadane). Przykładowy dialog:
BB: To co teraz zagrać?
Facet w pierwszym rzędzie: 'The thrill is gone'!
BB: Ale to już było! Nie zorientowałeś się? Posłuchaj, to idzie tak... (i zagrał intro do piosenki)... a przedtem zagraliśmy to tak..(popatrzył na drugiego gitarzystę, który przedtem grał to intro, ten zrobił powtórkę... BB King zrobił zdzwioną minę)...no tak, właściwie to się nie dziwię, że tego nie poznałeś.
Co mi się jeszcze bardzo podobało, to zgranie zespołu. BB King czasem cos skracal, czasem zaczynal cos grać i po chwili postanowil zagrac cos innego, a caly zespół za nim nadążał.
Po koncercie: rozmowa z fanami i podpisywanie zdjec.
Po koncercie rozdawał autografy ze sceny i kostki do gry na gitarze... ale głównie dla tych, którzy siedzieli pod samą sceną. Zwłaszcza dla dzieci, które tam siedziały miał jakieś gadżety.
Co mnie szczególnie tknęło na tym koncercie...jakie to cudowne, że człowiek może robić karierę przez tyle lat i nie zgłupieć. Nie zapić się anie nie zaćpać, nie zniszczyć sobie głosu...co jest często spotykane w dzisiejszym szołbiznesie.

4 komentarze:

  1. Właśnie tym się różnią prawdziwi muzycy od pseudo gwiazdek. Ci pierwsi dbają o to by swoją pasję ciągle ulepszać, dbają o siebie by mieć możliwość jak najdłużej robić to co kochają. A Ci drudzy myślą tylko o przyjemnościach jakie czerpią z tego, że są znani.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Fajnie tak, że są wciąż tacy ludzie i że mimo upływu czasu pozostają wierni swoim ideałom. Dziś zamiast na koncercie - siedziałam w poczekalni u lekarza, powoli zwalniam, najgorszy październikowy młyn już chyba za mną (nie chcę zapeszyć), pozdrowienia jesienne,

    OdpowiedzUsuń
  3. Aj, cudownie, że tam byłaś - koncerty na żywo, choćby i przegadane, są nie do opisania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale! Przeżycie niezapomniane :)

    OdpowiedzUsuń