Uważajcie dziewczyny czego sobie życzycie.
Ale po kolei. Jak już się mężu obronił, to później ja miałam swój egzamin. Taką mini-obronę, czyli technicznie i teoretycznie za pół roku też mogę się bronić. Ale nie o tym... jakieś pół godziny przed moim egzaminem mężu dostał ofertę pracy. Jego wymarzona firma, dobre warunki... w Nowym Jorku.
Tak sobie marzyłam, że chciałabym tam pomieszkać (tak z rok, raczej nie dłużej). Euforia.
To było w poniedziałek. Dziś już zaczynam się trochę martwić (ale pracuję po 12 godzin dziennie, więc chyba można mi wybaczyć słabą kondycję psychiczną) jak to wszystko logistycznie rozwiązać. On tam a ja tu? Niby to tylko pare godzin lotu, ale coś czuję, że nie damy rady co weekend tak latać. Ech, mam bardzo kiepskie wyobrażenie o związkach na odległość.
A może po prostu przeprowadzę się razem z nim, w sumie co to komu robi za różnicę robi gdzie siedzę przy komputerze i pracuję. Mam nadzieję, że to się wszystko jakoś ułoży...
[edit] tak to jest jak sie pisze po nocy... sytuacja wyglada tak, ze przez pierwsze trzy miesiace nie moge z nim jechac, bo dostalam praktyki zupelnie gdzie indziej...a pozniej, no coz, duzo zalezy od dobrej woli mojego szefa.
Też problem. Oczywiście,że jedziesz z nim.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Oczywiscie, ze chce jechac... ale zawsze jest jakie "ale";-)
UsuńPewnie, ze jedziesz z nim :))
OdpowiedzUsuńGratulacje !!
Dzieki:) pewnie ze chce... trzy miesiace szybko mina, wiem... ale zupelnie nie jestem w stanie sobie wyobrazic co bedzie pozniej....
UsuńMoże nie trzeba sobie wyobrazac tylko zaryzykować :)
Usuńnawet nie chodzi o ryzyko... po prostu ja musze skonczyc studia tu, a on bedzie tam... logistyki nie ogarniam;-)
UsuńJa tak teraz mam (czy też mam nadzieję mieć), że ja tu, a Duński tam. I cieszyłabym się z tego jak wariatka, bo najważniejsze, że praca jest. Na takim etapie jesteśmy. I wiem, że za Nim nie pojadę. Ale Ty jedź, jeśli tylko pracę w NY dostaniesz.
OdpowiedzUsuń