że zwariowałam. Zupełnie i doszczętnie.
Ostatnimi czasy mam bardzo przyjemne weekendy i szalenie stresujące tygodnie. Myślałam, że to moja wina, że z niczym się nie wyrabiam, ale popatrzyłam na to z dystansem i stwierdziłam, że owszem jest to moja wina, ale nie spowodowana lenistwem, lecz głupotą. Albo po prosty nie umiem liczyć do 24.
Nie dość, że studiuję dziennie dosyć ciężki kierunek, to jeszcze pracuję - i to na cały etat. Co najmniej raz w tygodniu mam zajęcia kursu fotograficznego, a samo robienie i przygotowywanie zdjęć też zajmuje sporo czasu. Do tego zaczęłam udzielać się w duszpasterstwie akademickim - dwa razy w tygodniu. No i zgłosiłam się do wolontariatu - co najmniej raz w tygodniu odwiedzam panią Jadwigę.
I kiedy brakuje tego buforu zwanego weekendem - kiedy to można nadrobić różne zaległości z jednej czy drugiej uczelni, nie tylko poniedziałek staje się piekłem.
Niby człowiek uczy się na błędach, ale przecież z niczego nie zrezygnuję. Byle do wakacji.
zycie z akrotkie jest zeby rezynowac z tego co jest dla nas wazne i z tego co nam pozwala to spelniac... po smierci odpoczniemy.
OdpowiedzUsuńtylko po co i na co to wszystko?
OdpowiedzUsuńRobisz to co lubisz, prawda? A to przeciez w zyciu najwazniejsze ...
OdpowiedzUsuńOch, myślę, że gdybyś z czegoś zrezygnowała zrobiło by Ci się "łyso". Sama niedawno miałam wiele zajęć, ale nie potrafiłam zrezygnować, wszystkie coś dla mnie znaczyły..;)
OdpowiedzUsuńDo wakacji bliżej jak dalej, więc i czas na podładowanie baterii szybko nadejdzie;)))
OdpowiedzUsuńz ika się zgadzam.. do wakacji coraz bliżej a zapewne wtedy odetchniesz i pomyślisz... ze to co robiłaś wniosło dużo w Twoje życie :)
OdpowiedzUsuńa jaka satysfakcja będzie ?:)
pozdrawiam :)