Co za weekend. Wczoraj 5 godzin się szkoliłam, żeby być rewelacyjnym liderem organizacji studenckiej. Później szybko pobiegłam na mecz baseballa. O mamo, ale to długo trwa. Było 11 'rund' (3,5 godziny w całości)... przez pierwsze 8 nuuuda (więc był czas na załapanie zasad), a później emocje, że cho! Najważniejsze, że 'Wiewiórki' ostatecznie wygrały.
Dzisiaj sesja angielskiego (przerobiłam kuchenne słownictwo i sie dowiedziałam, że cupboard było w użyciu w zeszłym stuleciu, a teraz mówi się cabinet;-)), sesja algebry (i tu wpadka, bo moja uczennica kompletnie zawaliła sprawdzian), potem szybko obiadek na jutro (mąż robił na dzisiaj), sprzątanie w kuchni, porządek w dokumentach i jeszcze prezentacja dla studentów na jutro. I testuję obcasy. Chyba pójdą z powrotem do sklepu i kupię jednak te tańsze plus kolczyki.
Jakoś się tak energetycznie zrobiło... zapewne Ella ma na to spory wpływ. Oj, jakbym chciała, żeby mi ta energia została do piątku (w zeszłym tygoniu od środy jechałam na rezerwie)!
Keep the spirit up! :D
OdpowiedzUsuńYou are amazing! How do you understand it?;d
OdpowiedzUsuńFajnie przeczytać, że tyle w Tobie energii, to zaraźliwe :) Od razu zrobiło mi się jakoś radośniej i chyba zabiorę się za pranie i prasowanie ;) Pozdrowienia słoneczne
OdpowiedzUsuńThere are bunch of translating softwares! haha!
OdpowiedzUsuńMoja energia już wczoraj wyparowała...Mam nadzieję,ze Tobie jednak się uda!
OdpowiedzUsuńNie martw się tą wpadką z algebrą - wiem po sobie, że to nie zawsze wina szkolącego: ja miałam rewelacyjną matematyczkę, to ja miałam za ciasny móżdżek ;)
OdpowiedzUsuń