Była to nasze pierwsze spotkanie z Arizoną i wszystko cieszyło nas jak dzici. Zwłaszcza kaktusy.
Następnie ruszyliśmy na południową krawędź kanionu (South Rim) - czyli tam, gdzie większość turystów się udaje. Oczywiście znów nie wybraliśmy najkrótszej trasy - postanowiliśmy zahaczyć o kulotwą Route 66.
Teren Kanionu i okolic to Park Narodowy. Trzeba kupić przepustkę ($20 za samochód - ważne na 7 dni). Był to pierwszy Park Narodowy, który odwiedziliśmy podczas naszej podróży i bardzo nam się podobała organizacja. Przy wjeździe dostaję się materiały informacyjne, mapki itp. Samochód zostawia się na parkingu, i można sobie chodzić lub podjeżdżać darmowymi busami. Ze względu na odległości autobusy są bardzo przydatne (dla zainteresowanych: taką mapkę dostaje się przy wjeżdzie).
Od razu ruszyliśmy do najbliższego punktu widokowego. Kanion robi niesamowite wrażenie. Jest dużo większy niz sobie wyobrażaliśmy - z większości miejsc zupełnie nie widać rzeki.
Trudno było zrobić zdjęcia, które oddają jego wielkość - zdjęcia, na których są ludzie pomagają odczuć jego rozmiar:
Gdybyście się kiedyś wybierali polecam pojachenie najpierw na ostatni przystanek czerwonej linii, a później wracanie stamtąd pieszo lub podjędżanie po przystanku. W autobusie siedziałąm z nosem przyklejonym do szyby podziwiając wszystkie widoki - jednak znów, zdjęcia jakoś tego nie odddają zbyt dobrze. Zasiedzieliśmy się tam do wieczora oglądając zachód słońca, efektem czego mieliśmy problem ze znalezieniem noclegu (kempingi w samym parku były pełne - najlepiej rezerwować z tygodniowym wyprzedzeniem - a szkoda, bo rewelacyjmie byłoby pojść zjeść sniadanie nad samym kanionem:)).
Następnego dnia dalej zwiedzaliśmy południową krawędź - tym razem na wschód. Ostatnim przystankiem była bardzo ciekawa wieża widokowa. Z tych okolic były bardzo dobre widoki na rzekę.

Sama droga na północną krawędź też była ciekawa. Z tego co paiętam było to jakieś 5-6h jazdy, a po drodze widzieliśmy np. mosty Navajowybudowane na rzeką Kolorado, która wcale nie wygląda w tym miejscu na taką, co taki wieki kanion wyrzeźbiła;-)
Z rzeczy, które mogą Was jeszcze zainteresować. Na dno Wielkiego Kanionu można się dostać na dwa sposoby - są organizowane wycieczki na mułach - trzeba je rezerwować ze znacznym wyprzedzeniem. Są również szlaki. Jednakże są one raczej przeznaczone na kilkudniowe wyprawy. Jest jeden czy dwa, które można zrobić w jeden dzień, ale jest to ryzykowne. Trzeba mieś naprawdę duże zapasy wody (jest niesamowicie gorąco, a nigdzie po drodze nie da się uzupełnić wody) i ogólnie być rozsądnym. My się nie skusiliśmy, bo ja nie czułam się na siłach (kiespko sobie radzę w upale).
Dajcie znać jeśli macie jakieś pytania:)
Aaaaaa... - ten kanion jest gigantyczny. Właśnie sobie uświadomiłam, że coś, co przez lata brałam za lęk wysokości, jest chyba w rzeczywistości lękiem przestrzeni. Od samego patrzenia na zdjęcia zakręciło mi się w głowie. A kaktus bajeczny. Na wycieczkę na mułach nie dałabym się namówić (też ze względu na upał). Fajnie, że na mapce odległości są podane również w kilometrach, zupełnie nie potrafię przeliczać mil. Całość robi niesamowite wrażenie, nawet w oparciu jedynie o zdjęcia i Twoje opisy.
OdpowiedzUsuńNo wlasnie ja tez ciagle mam problemy z milami - ale juz sie wyrabiam:) Rozmiar kanionu dobrze oddaje ilosc godzin jakie trzeba poswiecic na objechanie go, zeby dojechac z poludniowego konca na polnocny:)
UsuńNo i poczułam się jakbym tam była ;) Piękne widoki!
OdpowiedzUsuńCudowna relacja, a kiedy się zdjęcia powiększy, to w ogóle zawrót głowy :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, jak w ogóle mnie mało ruszają ubrane świątecznie choinki, tak ubranego w świecidełka kaktusa chętnie bym na żywo zobaczyła.