poniedziałek, 27 lipca 2009

...

Hmmm, już zapomniałam jak to przyjemnie wsiąknąć w książkę i nie myśleć o niczym rozsądnym póki się jej nie przeczyta. Taki stan ducha kojarzy mi się głównie z dzieciństwem. Może nie bardzo wczesnym, ale z dzieciństwem.

Uwielbiałam pochłaniać książki. "Pochłaniać" to jest jak najbardziej dopasowane określenie. Bo lubiłam je chłonąć niemalże przez skórę, może nawet nie zwracając uwagi na szczegóły.

Dziś miałam okazję poczytać w tramwajach, bo napatoczyło się kilka ważnych spraw do załatwienia na już, albo nawet na wczoraj. W tramwaju też lubię czytać. Tak. Jeśli tylko mam o co się oprzeć. Przy czym książce lepiej się nie opierać.

6 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że w tych tramwajach nie trzęsło za bardzo.
    Zazdrościłam koleżankom, które do pracy dojeżdżają pociągiem, ja jeździłam busem, w którym wszyscy byli ściśnięci jak sardynki i nie było mowy o tym, by w ogóle utrzymać książkę, a co dopiero ją czytać...
    Ale łapię się na tym, że gdy wychodzę z Młodym na ćwiczenia albo np. wiozę Męża do dentysty - wrzucam do torby coś do czytania, odruch taki, uzależniona od czytania jestem :)
    Pozdrowienia wieczorne

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja właśnie bardzo mało czytam w ciągu roku, głównie jakieś specjalistyczne rzeczy:) trzeba to zmienić;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, zatęskniłam za czytaniem ... na mojej półce leży książka przeczytana do połowy, jeszcze jak w ciąży byłam ... buuuu, ja też chcę czytać :-((

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja, keidy tylko zaczęły się wakacje także oddałam się pochłanianiu książek. Pochłaniam, "Lalka" jest kolejnym celem:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam to uczucie dziewczynko. Też zawsze wsiąkam :) A najbardziej lubię zauważać ten moment, kiedy czytam ostatnie zdanie, zamykam książkę, podnoszę oczy na świat i jestem baaaardzo zdziwiona, że to była tylko książka, a wokół jest życie. Jak coś mnie wciągnie, czytam tyle godzin, ile potrzeba do przeczytania. Dlatego uwielbiam to robić w wakacje. A co to była za pasjonująca lektura?

    OdpowiedzUsuń